W informacji przesłanej przez ITF do Polskiego Związku Tenisowego imienne kwalifikacje mają na razie Kubot (50. w rankingu ATP World Tour) i Agnieszka Radwańska (3. w WTA Tour). Ostatnią kwalifikującą się do igrzysk zawodniczką jest 52. na świecie Jarosława Szwedowa z Kazachstanu, która po wielkoszlemowym Roland Garros znalazła się przed Urszulą Radwańską (63.). "Z naszych wyliczeń wynikało, że Ula mieściła się w gronie 56 zawodniczek jako druga od końca. Jednak przed nią musiały się znaleźć dwie tenisistki korzystające z "zamrożonego rankingu", wracające po kontuzji albo urlopie macierzyńskim. Nie wiem o kogo chodzi, bo nie dostaliśmy pełnej imiennej listy wszystkich uczestniczek. Jednak sądzę, że na 99 procent Urszula wystąpi w Londynie. Wszystko się wyjaśni najdalej za dwa tygodnie" - powiedział szef wyszkolenia w PZT Wojciech Andrzejewski. Pozycja "pierwszej oczekującej" oznacza, że krakowianka zakwalifikuje się do igrzysk gdy tylko któraś z tenisistek sklasyfikowanych przed nią się wycofa. "Przez najbliższy tydzień zadecydują się losy kilku zawodniczek. Choćby pod dużym znakiem zapytania stoi kwestia kontuzjowanej Niemki Andrei Petkovic, a jeszcze większą niewiadomą jest to, czy francuska federacja zdecyduje się na powołanie Marion Bartoli, z którą jest od dawna skonfliktowana. Nikogo też nie można zmusić do gry na igrzyskach, więc możliwe są jakieś pojedyncze przypadki rezygnacji" - podkreśla Andrzejewski. Przed czterema laty, gdy wyłaniano uczestników turnieju w Pekinie, pierwotna lista znacznie różniła się od ostatecznej. PZT, podobnie jak inne narodowe federacje, ma teraz tydzień na odesłanie formularzy zgłoszeń potwierdzających chęć gry Radwańskiej, Kubota i deblistów. Profilaktycznie może też skierować do ITF wniosek o przyznanie Urszuli jednej z sześciu "dzikich kart". Dopiero po zakończeniu tej procedury, 28 czerwca, zostanie ogłoszony właściwy skład rywalizujących o olimpijskie medale. Nie będzie on jednak ostateczny, bowiem podczas wielkoszlemowego Wimbledonu czy lipcowych turniejów ATP i WTA, mogą się pojawić kontuzje eliminujące z gry. W takich przypadkach kwalifikacje będą przypadać kolejnym zawodnikom z rankingów, przy zachowaniu zasady, że jeden kraj nie może reprezentować w singlu więcej niż cztery osoby, a łącznie z gra podwójną i mikstem - maksymalnie sześć kobiet i sześciu mężczyzn. Od ostatecznych nominacji i składów narodowych debli zależy to, czy w igrzyskach wystąpi para Klaudia Jans-Ignacik i Alicja Rosolska. "Musimy pamiętać, że zawodniczki z czołowej dziesiątki deblistek mogą sobie dowolnie dobrać partnerki. To sprawia, że obecnie nie sposób wyliczyć, czy zsumowany ranking Klaudii i Ali (wynosi 88. - przyp. red) będzie wystarczający czy też nie. Musimy poczekać do 28 czerwca. Natomiast spokojnie mogą się przygotowywać do olimpiady Fyrstenberg i Matkowski, dzięki miejscom w Top 10" - powiedział Andrzejewski. Wszystko wskazuje, że swoich sił w deblu spróbują siostry Radwańskie, przy czym Agnieszka ma jeszcze możliwość startu w mikście. Obecnie gwarancję miejsca w drabince dałoby jej stworzenie pary z Matkowskim (nr 8. w rankingu deblistów) lub Fyrstenbergiem (9.). Niepewna jest sytuacja ewentualnej gry z Kubotem, ze względu na jego niższy ranking. "Na razie nie ma co zaprzątać sobie głowy układanką w mikście, tym bardziej, że wszystko rozwiążę się na miejscu i to prawie w połowie rywalizacji olimpijskiej, a dokładniej dopiero czwartego dnia. To będzie moment podjęcia ostatecznych decyzji, w zależności od wyników uzyskanych w singlu i deblu. Wiadomo, ewentualne niepowodzenia w jednym czy drugim spowodują, że czołowi tenisiści będą chcieli walczyć o medale w mikście" - podkreślił Andrzejewski.