Natalia Partyka ma na koncie dwa złote medale paraolimpiady, ale w sobotni wieczór w hali Excell w Londynie dowiodła, że potrafi skutecznie walczyć na igrzyskach dla pełnosprawnych. Przy okazji porwała swą grą do dopingu londyńczyków! INTERIA.PL: Skąd masz tylu fanów w Londynie? Hala Excell szalała podczas zdobywanych przez Ciebie punktów? Natalia Partyka: - Nie mam pojęcia. Może to polonia, a może londyńczykom przypadła moja gra do gustu. Zaskoczyły cię takie owacje? - Jasne, że zaskoczyły, ale taki doping to jest coś niesamowitego. Dodaje skrzydeł, niesie do jeszcze lepszej gry. To był ostatni mecz soboty, więc wszyscy skupili na nim uwagę. Bardzo się cieszę z takiego przyjęcia przez angielską publikę i mam nadzieję, że tak będzie dalej. Po miłym początku dnia dla polskiej ekipy zapewniłaś jego przyjemne zakończenie. - To prawda, medal zdobyty przez Sylwię Bogacką wszystkich nas ucieszył. Dzięki mojej wygranej sobotę zakończyliśmy również pomyślnie, oby kolejne dni igrzysk były jeszcze lepsze! W piątek miałaś swoje urodziny. - Cieszę się zatem, że ta wygrana w drugiej rundzie z Dunką Mie Skov jest takim spóźnionym nieco prezentem urodzinowym. Nie mam nic przeciwko, aby co roku przychodziły takie prezenty. Mój pierwszy mecz na igrzyskach i od razu pełen emocji, rozstrzygany w siódmym secie. Cieszę się, że wygrałam. W końcówce ręka trzęsła mi się mocno, ale Dunce jeszcze bardziej i to właściwie ona nie utrzymała nerwów na wodzy, ponieważ ostatnią piłkę zagrała całkiem bez głowy. Chciała zaryzykować i w ten sposób dla mnie wpadł ten jedenasty punkt. Skąd wziął się taki nerwowy początek? W pierwszym secie pierwszy punkt zdobyłaś przy stanie 0-6. - To był mój pierwszy mecz, a więc takie pierwsze koty za płoty. Dunka grała rano spotkanie w ramach pierwszej rundy. Dzięki niemu miała przetarcie. Najważniejsze, że do drugiego seta podeszła znacznie lepiej nastawiona, a kolejne sety były już wyrównane. I kto tylko posłał "ciężką" piłkę na stół, ten zdobywał punkt. Dobrze, że to ja wytrzymałam lepiej te wymiany. W niedzielę o godzinie 19 zmierzysz się w III rundzie z holenderską Chinką Li Jie. - Ona prezentuje defensywny styl, który mi niezbyt odpowiada. Ostatnio z nią przegrałam na drużynowych mistrzostwach świata, ale to nic nie znaczy. Wymyślimy z trenerem jakiś sposób na nią. Poza tym ja ostatnio poprawiłam swoją grę i to zdecydowanie. Li Jie jest faworytką i to ona musi wygrać. Ja mogę sprawić miłą niespodziankę, zamierzam dać z siebie wszystko, będę walczyć o każdy punkt. Michał Białoński, korespondencja z Londynu