Norweg, który w dorobku ma 50 medali olimpijskich i mistrzostw świata, w tym 25 złotych, oraz 93 zwycięstwa w biathlonowych zawodach Pucharu Świata i jedno w biegach, przebywa na... jednoosobowym obozie treningowym we włoskich Alpach, w Anterselvie. - Dzień urodzin spędziłem samotnie. Od 15 miesięcy jestem singlem, po rozwodzie z Nathalie Santer, po za tym jestem z natury samotnikiem. Tutaj trenuję samotnie, sam przygotowuję narty i mam dużo czasu do refleksji nad życiem sportowym oraz prywatnym. 40 lat to pewien okres graniczny lecz nie odczuwam żadnego kryzysu psychicznego - powiedział Bjoerndalen dziennikarzowi "Aftenposten". Utytułowany biathlonista przedstawił gazecie program dnia. Wstaje o 7 rano, trenuje dwa razy i gasi światło o 22. Śpi na twardym łóżku w niedogrzewanym pokoju bez telewizora. Pozostali członkowie reprezentacji trenują w Szwajcarii i Bjoerndalen dołączy do nich 1 lutego. Z Zurychu polecą do Soczi. - Lubię spartańskie warunki, ponieważ uważam, że luksus rozpieszcza. Przede mną wielkie wyzwanie, kolejne zimowe igrzyska, na których nie zamierzam być statystą. W Soczi może się wszystko wydarzyć. Dlatego przygotowuję się w samotności i sam ostro krytykuję siebie za niecelne strzelanie. Wieczorami robię ocenę sytuacji, aby znaleźć to małe coś, co decyduje o zwycięstwie lub porażce. Jest to moja recepta, którą stosuję od lat - powiedział sześciokrotny mistrz olimpijski.