"Przykro mi to mówić, ale już jest pewne, że przed biegiem sztafetowym ktoś przekręcił przyrządy w moim karabinie. Jeśli się potwierdzi przypuszczenie odnośnie osoby, która to zrobiła, będzie to wielki szok dla wszystkich:(" - napisała Krystyna Pałka na Facebooku. W wyniku fatalnego strzelania Krystyny Pałki polskie biathlonistki zajęły dziesiąte miejsce w olimpijskiej sztafecie 4x6 km. Jedna z liderek kadry strzelała koszmarnie - w pięciu próbach leżąc nie trafiła ani razu. Dobrała trzy naboje i pomyliła się jeszcze dwa razy. W efekcie musiała przebiec cztery rundy karne. Z kolei podczas drugiego strzelania - w pozycji stojącej dobierała już tylko raz. "Patrząc na stratę wynikającą z rund karnych i dobierania amunicji, to z łatwością wygrałybyśmy. To niezrozumiałe dla mnie, skąd taka różnica w strzelaniu, jestem w szoku. Po biegu usłyszałam od trenera, że moje strzały znalazły się pod tarczą. Być może ustawienie broni miało znaczenie" - powiedziała dziennikarzom Pałka tuż po zawodach. Tuż po zawodach nasza wicemistrzyni świata zapewniała, że na przestrzeliwaniu karabin spisywał się bez zarzutu, a gdy poszła na rozgrzewkę, zostawiła go fizjoterapeucie. "Zapewnił, że nikt nie miał do niego dostępu" - podkreślała Pałka. Dzięki dobremu występowi pozostałych naszych reprezentantek: Magdaleny Gwizdoń, Weroniki Nowakowskiej-Ziemniak i Moniki Hojnisz nasza sztafeta przesunęła się z 15. na 10. pozycję. Do zwycięskiej Ukrainy Polki straciły 2,5 minuty.