- Gdybyśmy powtórzyli, a może i poprawili pozycję z poprzedniej olimpiady, byłbym naprawdę zadowolony. Dopasowanie się do grupy zawodników, która już ze sobą jeździła, wcale nie było takie trudne. Wcześniej byłem w załodze z juniorami i musiałem się tylko nauczyć startować na ich komendę - powiedział Zalewski. "Biało-czerwoni" wszyscy bez wyjątku wcześniej zaczynali od innych dyscyplin, np. chorąży olimpijskiej reprezentacji i pilot czwórki Dawid Kupczyk oraz Niewiara od lekkoatletyki. Zalewski trenował judo i rzucał oszczepem, zaś Mróz rywalizował m.in. w szybownictwie. - Mój rekord na 100 m wynosi 10,52, a na 200 m - 21,32. Wyniki nie najgorsze, ale dalekie od tego, by dawały prawo marzyć o występach w mistrzostwach świata, nie mówiąc już o igrzyskach - stwierdził Niewiara. Zawodnicy zgodnie przyznają, że trafili do bobslejów raczej przypadkowo. W Polsce brakuje systemu rekrutacji. - Pewnego razu, gdy miałem testy sprawnościowe na AWF, podszedł do mnie jeden z trenerów i zaproponował sprawdzenie się w bobslejach. Nigdy nie sądziłem, że będę rywalizował w tym sporcie - przyznał pochodzący z Trójmiasta Zalewski. Wrocławianin Niewiara zwrócił uwagę na małe zainteresowanie bobslejami. - Mało kto wie, czym one są i tylko co cztery lata można je zobaczyć w telewizji. W innych krajach, jak np. Niemcy, Kanada, Stany Zjednoczone, Rosja i Łotwa, nie ma problemu ze znalezieniem kandydatów. Oczywiście można wziąć kogokolwiek potrafiącego biegać, ale nie każdy będzie miał odwagę zjechać bolidem w dół i to jest jak najbardziej normalne - uważa. W ekipie rosyjskiej, niemieckiej czy brytyjskiej wielu zawodników trenowało wcześniej lekkoatletykę, w amerykańskiej i kanadyjskiej - futbol amerykański. - Dwa lata rzucałem oszczepem, więc nie miałem zbytnio możliwości na uzyskanie porządnego wyniku. "Życiówka" wynosi 52 m. Wcześniej przez dziesięć sezonów ćwiczyłem judo w Wybrzeżu Gdańsk pod okiem Tomasza Lisickiego i Sławomira Tałacha. Żadnych sukcesów jednak nie odnosiłem - ocenił Zalewski. Członkowie polskiej załogi bobslejowej twierdzą, że największe rezerwy mają na starcie. - Można go trenować na ścieżkach startowych, gdzie bobslej jeździ na szynach lub na płozach, tzw. ścieżki lodowe. Głównie chodzi o zgranie drużyny podczas wskakiwania do boba oraz wyćwiczenie jednoczesnego +uderzenia+, tak by wszystkie siły zgrały się w jedną - powiedział Niewiara. Start ćwiczony jest w różnych konfiguracjach osobowych, by w razie jakichś kontuzji można było łatwo przestawić zawodników do innej roli. - W tym sezonie dwukrotnie mieliśmy taką sytuację, że trzeba było rotować składem. Zasada jest taka, że najszybszą osobę daje się na tył i ona wskakuje jako ostatnia. Może bowiem pobiec najdalej nie hamując boba. Po bokach startują zawodnicy silni, mocno pchający, przy tym zwinni, gdyż bieg kończą na małym skrzydełku, z którego przeskakują do środka zajmując miejsce - wyjaśnił 32-letni Niewiara. Z Soczi - Radosław Gielo