Polskę będzie w Soczi reprezentować 56 sportowców. Ostatnio tak dużą reprezentację mieliśmy w 1976 roku w Innsbrucku. Cztery lata temu w Vancouver było 47 zawodników. Czy większa reprezentacja ma przełożenie także na jakość? Andrzej Kraśnicki: - Tak duża liczba sportowców w biało-czerwonych barwach ma związek z poziomem sportowym. Dyscypliny zimowe odgrywają w naszym kraju coraz większą rolę, a to jest tego dowodem. Oczywiście im większa liczba zawodników, tym większa szansa stworzenia lepszych warunków do ich startu. To ma też wpływ na kandydaturę Krakowa do organizacji zimowych igrzysk w 2022 roku. To bardzo pozytywny sygnał. Uważa pan zatem, że to, jak wypadną polscy sportowcy w Soczi, może mieć wpływa na kandydaturę Krakowa? - Myślę, że nasza pozycja w sportach zimowych jest na pewno bardzo ważna. Poza tym możemy większą ilością zawodników i osób współpracujących przetestować organizację takiej imprezy. Szczególnie właśnie w tych dyscyplinach, gdzie mamy mniejsze szanse medalowe, to będziemy mieli doświadczenie, co należy zrobić, żeby polepszyć ich sytuację. Ale czy ze względu na tak liczną ekipę, mamy też większe szanse na medale? - Zawsze im większa jest reprezentacja, tym możliwości są na pewno lepsze. Przede wszystkim chodzi też jednak o to, że możemy wysłać więcej osób współpracujących, którzy zapewnią większy komfort sportowcom, chociażby takim jak Justyna Kowalczyk. Zgodnie z przepisami na jednego sportowca przypada jedna osoba współpracująca, prawda? - Tak, zgadza się. Takie właśnie są reguły, ale chcemy wszystkim zapewnić maksymalny komfort, dlatego też ekipa w wiosce olimpijskiej będzie się zmieniać. Jedni będą wyjeżdżać, drudzy przyjeżdżać. Zrobiliśmy wszystko, by zawodnicy mieli odpowiednie warunki i wszystkich wokół siebie, którzy są im potrzebni. Z Vancouver przywieźli Polacy sześć medali. Jest szansa na powtórzenie takiego wyniku? - Szansa zawsze jest, ale będzie bardzo trudno. To nie jest tak, że to się stanie automatycznie. Dlatego też z każdego medalu powinniśmy się ogromnie cieszyć. Czy zgadza się pan z tym, że po medale jadą przede wszystkim skoczkowie narciarscy i biegaczka Justyna Kowalczyk? - Nie chciałbym stwarzać takiej sytuacji, że nakładamy na nich obowiązek stanięcia na podium. Wszyscy, którzy uczestniczą w igrzyskach, mają taką szansę. Przede wszystkim liczę na to, że każdy z zawodników po zakończeniu rywalizacji będzie mógł powiedzieć, że odniósł sukces. Dla jednych będzie to miejsce na podium, dla innych czołowa dziesiątka. Czym te igrzyska będą dla pana jako prezesa PKOl? - To przede wszystkim moje pierwsze zimowe igrzyska w tej roli. Stąd bardzo bym chciał, żeby wypadły dla nas najlepiej. Chciałbym jednak również zdobyć takie doświadczenia, które pomogą nam w staraniu się o organizację igrzysk w Krakowie. Rozmawiała Marta Pietrewicz