- W ostatnich latach chyba cztery razy zmieniał się nam szkoleniowiec. Teraz jest nim Adam Kołodziejczyk i ze współpracy z nim jestem zadowolony. Potrzeba więcej czasu, aby przyszły wyniki - powiedział Szczurek, który zajął 77. pozycję. Miał dwie rundy karne. - Przed zawodami byłem spokojny, czułem się dobrze fizycznie i psychicznie, a tymczasem oddałem głupie strzały i nie wiem skąd to się wzięło. Jestem zawiedziony, bowiem założeniem był awans do rywalizacji na dochodzenie. Wiem, że to był wypadek przy pracy - dodał. Szczurek zwrócił uwagę na kłopoty z przystosowaniem się do trzygodzinnej różnicy czasu w porównaniu z Polską. Dla przykładu, skoczkowie chodzą spać ok. 2 w nocy (23.00 czasu warszawskiego), a wstają późno, by nie burzyć rytmu dnia. - Muszę się dobrze zaaklimatyzować, bo mam z tym pewne problemy. Dokładnie ze spaniem, ponieważ dość późno zasypiam, więc rano muszę dosypiać - stwierdził. Jeszcze słabiej w sobotę spisali się Grzegorz Guzik i Rafał Lepel, sklasyfikowani na miejscach 85. i 86. - Niestety, w pozycji leżącej miałem aż cztery karne rundy. One przekreśliły mój start. Na koniec było jeszcze jedno pudło stojąc - ocenił Guzik. Pytany o stopień trudności olimpijskich tras, odparł: - Dają mocno w kość i czuć to po każdym podbiegu. Jeśli chodzi o efekty wizualne, trasy są przepiękne. Z postawy swych podopiecznych nie mógł być zadowolony trener Kołodziejczyk. Zapowiedział, że w kolejnym biegu Lepela zastąpi Łukasz Słonina. - Najbardziej szkoda jednego niecelnego strzału Pływaczyka, bo mógł być około 20 miejsc wyżej. Trochę też zabrakło mu sił na ostatnim okrążeniu - powiedział. Pierwsze zawody biathlonowe w Soczi wygrał Norweg Ole Einar Bjoerndalen. To jego dwunasty medal w igrzyskach, w tym siódmy złoty. Z Soczi - Radosław Gielo