W połowie dystansu, przed zmianą nart Kowalczyk zderzyła się z Aino-Kaisą Saarinen. - Upadek na pewno mi nie pomógł, bo odjechała mi grupa pięcioosobowa, a samotny pościg nie jest łatwą sprawą. Tym bardziej, że wyprzedziły mnie dziewczyny, które w stylu łyżwowym są ode mnie mocniejsze - zaznaczyła Kowalczyk w rozmowie z reporterem TVP Sport. Kowalczyk podkreśliła klasę przeciwniczek, dodając, że nawet gdyby uniknęła feralnego wypadku, i tak nie miałaby szans na medal. Przed startem igrzysk obawiano się, jak spisze się Justyna, która musi zmagać się nie tylko z mocnymi rywalkami. Polce dokucza również bolesna kontuzja stopy. - Adrenalina była tak wielka, że nie czułam bólu, tylko zmęczenie. Za kilka godzin okażę się, jak bardzo pokiereszowana po tym biegu jest moja stopa. Opadną emocje, środki przeciwbólowe przestaną działać i zobaczymy jak wygląda sytuacja - dodała Kowalczyk. 13 lutego Justynę czeka bieg na 10 km techniką klasyczną. To jej koronny dystans. Czy poprawi szóstą lokatę i powalczy skutecznie o medal? - Zobaczymy, czy będę w stanie pobiec mocniej. Nie podchodzę jakoś specjalnie do tego startu, muszę zrobić swoje - powiedziała na antenie TVP Sport. Na uwagę reportera, że kibice chętnie postawiliby pieniądze na jej sukces w kolejnym występie, Kowalczyk odparła ze śmiechem "ja bym tego nie robiła". Kowalczyk jest zadowolona ze swojego występu i optymistycznie nastawiona przed kolejnymi startami w Soczi. - Nawet trener podczas biegu pokrzykiwał, że jest dobrze - przyznała.