- Przylecieliśmy do brytyjskiej stolicy tydzień temu. Jesteśmy bardzo zapracowani, nawet w niedzielę (22 lipca), w dniu moich 40. urodzin, nie leniuchowaliśmy. Nie było czasu na wielkie świętowanie, tylko małe piwko wieczorem z najbliższymi współpracownikami - powiedział Smoleń, który przed laty trenował w Nowym Sączu.- Tor w Londynie jest jednym z najtrudniejszych na świecie, głównie ze względu na ilość figur wodnych. Zawodnicy muszą być czujni od startu do mety, ponieważ na tym obiekcie nie ma miejsca nawet na moment dekoncentracji. Jego specyfika polega na tym, że figury są bardzo stabilne i nie zmieniają się z sekundy na sekundę. To sprawia, że warunki są porównywalne dla wszystkich - przyznał szkoleniowiec.W 1999 roku Smoleń wyjechał do Charlotte w Północnej Karolinie. Jego żona Agnieszka (panieńskie nazwisko Dolińska) występowała w reprezentacji Polski piłkarek ręcznych, Cracovii, Sośnicy Gliwice, Starcie EB Elbląg i AZS AWF Nata Gdańsk; pod koniec ubiegłego wieku zajęła z drużyną narodową piąte miejsce w mistrzostwach Europy i siódme w mistrzostwach świata.- W Stanach mamy dwa centra szkoleniowe. Jedno w Waszyngtonie, gdzie trenerem jest Słoweniec Silvan Poberaj, a drugie w Charlotte, w którym ja pracuję. Opiekujemy się kajakarzami, a najlepsi jeżdżą na wspólne obozy. Przede wszystkim zajmuję się rozwojem młodych zawodników oraz doszkalaniem trenerów w Stanach Zjednoczonych, natomiast Silvan - koordynowaniem głównej reprezentacji - dodał.Nie ukrywa, że Amerykanie przyjechali do Londynu z jasno określonym celem - medal. - Liderem ekipy jest Scott Parsons. To są jego trzecie igrzyska, w Atenach był piąty, a w Pekinie tylko kontrowersyjne punkty karne wykluczyły go z walki o podium. Kanadyjkarz Casey Eichfeld także będzie silnym punktem naszej reprezentacji. W Pucharze Świata w Cardiff uplasował się na szóstej pozycji; stać go na niespodziankę na olimpiadzie - stwierdził Smoleń.Niewiele brakowało, aby wystartował też jego syn. - Michał mieszka i trenuje w Ameryce. Aby reprezentować barwy biało-czerwone, musiałby sporo czasu spędzać w Polsce, nie będąc tak naprawdę częścią polskiego systemu szkoleniowego. To byłoby bardzo ryzykowane ze względu na etap rozwoju, w którym się teraz znajduje. Poza tym ważna w jego życiu jest nauka, a pogodzenie obowiązków studenta w USA i występami w reprezentacji Polski byłoby praktycznie niemożliwe - wyjaśnił Smoleń senior.Szkoleniowca współprowadzącego kadrę Stanów Zjednoczonych zawsze ciągnęło Polski, o czym świadczy występ w mistrzostwach kraju w 2002 roku, już po wyjeździe z Nowego Sącza.- Byłem wtedy z kadrę USA na mistrzostwach świata w Bourg St. Maurice we Francjii. Po zawodach pojechałem do ojczyzny na wakacje z rodzinną i przy okazji powalczyłem po raz ostatni w mistrzostwach Polski - wspomniał.Przyznał, że bardzo dobrze pracuje mu się za oceanem. - Mamy cztery sztuczne tory i wiele naturalnych - rzek górskich, gdzie odbywają się zawody slalomowe. Kajakarzy górskich są tysiące, jednak znacznie mniej w slalomie - dodał.O różnicach w pracy z kajakarzami w Polsce i USA mówi: "W Polsce sport jest bardziej scentralizowany, w Stanach przeważa indywidualne podejście do zawodnika. Jest to głównie związane z finansowaniem. W ojczyźnie fundusze na sport na najwyższym poziomie pochodzą z rządowych dotacji, w USA z kolei w dużej mierze od indywidualnych sponsorów sportowców oraz federacji i komitetu olimpijskiego, również wspomaganych przez prywatne firmy. Finansowanie zawodników, którzy zdobywają medale, jest prawdopodobnie wyższe w USA. Ale ci, który są jeszcze na tzw. ścieżce rozwojowej lepszą pomoc otrzymują w Polsce. W Ameryce na poziomie juniora zawodnicy finansowani są głównie przez rodziców i kluby" - powiedział Smoleń.Pytany o szanse Polaków na torze w Londynie, odpowiedział: - Należą do ścisłej czołówki niemal w każdej konkurencji i powinni walczyć medale.Z Londynu Radosław Gielo